czwartek, 23 października 2014

Suitcase of memories



A jednak przeglądanie zawartości komputera ma sens. Dawno nie otwierane foldery i pliki, zawierające często zapiski sprzed kilku lat... Swoją drogą nawet nie wiedziałam, że kilka lat temu popełniłam kilka drobnych tekstów, których w sumie nawet opowiadaniami nazwać do końca nie można. Oto jedno z nich. Nawet pamiętam okoliczności w których je napisałam.




Za kilka godzin mieli wziąć ślub.
Dziewczyna wstała z fotela na którym siedziała  i prędko wyszła ze swojego pokoju z miną, z której niewiele można było wyczytać. Znalazła swojego ukochanego, siedzącego na kanapie w sąsiednim pokoju, pstrykającego pilotem w celu przeskoczenia chyba jak największej ilości kanałów w TV. Dziewczyna podeszła do niego, wyciągnęła rękę w jego stronę.
    -Chodź.- powiedziała cicho, ale dobrze wiedziała, że usłyszał. Spojrzał na nią zdziwiony, ale chwycił jej dłoń. A ona wyprowadziła go na taras za domem.
Zatrzymała się, puściła jego dłoń i spojrzała na jego twarz.
    -Jesteś pewien tego co ma się stać?- zapytała głosem drżącym z obawy, że usłyszy odpowiedź, która dręczyła ją przez całą noc, błądząc gdzieś na tyłach głowy. On spojrzał na nią, popatrzył w jej piękne, niebieskie oczy, a ona miała nadzieję, że uda jej się wytrzymać to spojrzenie, żeby jej kolana zostały w tej pozycji, w jakiej być powinny.
    -Oczywiście, że tak- odpowiedział po chwili- uprzejmie poprosiłaś, ja się zgodziłem, więc o co cho...
    -Nie!- przerwała mu prędko, czując jak do oczu napływają jej łzy. „On to robi tylko z uprzejmości!”     krzyczał jej w głowie złośliwy głosik „Nigdy cię nie pokocha, tak jak ty kochasz jego, głupia dziewczynko.”- Nie chcę żeby tak było. Ślub to poważna sprawa, zmienia wszystko w życiu.
Głos drżał jej coraz bardziej, choć usilnie starała się być spokojna.
    -A skąd wiesz jak będzie po ślubie? Skąd wiesz, że coś się zmieni?- zapytał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego ona nigdy wcześniej nie widziała. Nieco pobłażliwy, ale inny od wszystkich, które od tylu miesięcy oglądała na jego twarzy.
    -Z bardzo prostej przyczyny- powiedziała, pewna jak nigdy swoich słów- Wiem, jestem niemalże pewna, że Ty mnie nie kochasz.- te ostatnie zabolały ją. Poczuła jak zaczynają piec ją oczy pod powiekami, które na chwile zamknęła. Odwróciła głowę w bok, starając się odgonić piekące, słone łzy. Poczekajcie jeszcze chwilę. Dziewczyna była niemalże pewna tego co zaraz usłyszy : „Masz rację, nie kocham cię.”
Ale on ją zaskoczył. Podszedł do niej, objął ją w pasie tak mocno, jakby nigdy w życiu nie chciał jej już puścić. Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona poczuła, że topi się w ich blasku. Czuła ciepło jego ciała, czuła jego cudowny zapach.
    -Mam cię kochać sam?- zapytał, nie przestając świdrować jej wzrokiem nawet na chwilę. Ona wreszcie zrozumiała. Zrozumiała, że wszystkie jej obawy były dziecinnie głupie. Zasłoniła sobie usta ręką i zacisnęła powieki, starając się powstrzymać łzy, które tak bezczelnie pchały się, aby płynąć po jej policzkach. Tylko już nie z goryczy. Po chwili znów patrzyła w jego cudne oczy, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnych słów. Pokręciła tylko przecząco głową, mając nadzieję, że on wyczyta w jej duszy, że ona go kocha. Zauważył. Tym razem to jego oczy powiększyły się do rozmiarów spodków od ich ulubionej zastawy.
    -Aż tyle o tobie nie wiedziałem?- zapytał. Ona pokiwała potakująco. Chłopak przyciągnął ją bliżej siebie, przytulił i pocałował w głowę. Ona oplotła go rękoma w pasie i wtuliła głowę w jego tors, myśląc o tym, że teraz wszystko będzie inaczej. Nagle do jej uszu i głowy, przepełnionej mnóstwem przekrzykujących się myśli dotarł cichy szept głosu, który rozpoznałaby stojąc choćby na krańcu świata.
   -Kocham cię.- powiedział. I już nic więcej nie trzeba było mówić.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Szansa

Ostatnio zastanawiam się czy jest mi w ogóle pisane szczęście w życiu... Ponoć jestem w kwiecie wieku, świat stoi przede mną otworem i tak dalej. Zastanawiam się tylko którym otworem... Bo nie są to na pewno otwarte ramiona. Prędzej podniesiona noga wprost do mocnego kopniaka w klatkę piersiową. To boli. Boli jak jasna cholera, bo życie postanowiło tego kopniaka wykonać.

Czy jest szansa na to, że i mnie spotka w życiu szczęście? Choć odrobina światła w mroku otulającym mnie coraz ciaśniej. Iskra, drobna, mała o którą trzeba dbać.

Zawsze, do jasnej cholery, ZAWSZE znajdzie się ktoś kto postanowi zgasić mi tę iskierkę, tę najdrobniejszą szansę na szczęście w moim życiu. Kiedy już myślę, że zaczyna się układać, zaczyna być z górki, bez kłód, płotków i innych przeszkód nagle BUM! Wyrasta góra, kłody zaczynają turlać się w moją stronę a na dodatek z tyłu to samo. Kłody, kamienie.

Nie widzę nic poza przeszkodami. Coraz częściej nawet światło znika.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Farewell to the past, pt2

-Jesteś magiem?- spytała, starając się zachować spokój w głosie. Bycie magiem to ostatnia profesja o jaką by go podejrzewała. Jednak to co zrobił było w jakiś sposób piękne.
- Cóż... można tak to nazwać.- powiedział i nieco przyśpieszył kroku.
-Hej!- teraz ona próbowała go dogonić. -Nie uciekaj! Powiedziałam coś nie tak?
Próbowała dotrzymać mu kroku, niestety z marnym skutkiem.
- Nie Panienko! Skąd! - zatrzymał się tak nagle, że Ninde na niego wpadła. Chwycił ją w pasie żeby się nie przewróciła.- Zwyczajnie... nie podoba mi się to co potrafię.
Do księżniczki nie dotarły ostatnie słowa mężczyzny, gdyż rozważała właśnie poprzedni gest Josha. Niby powinna poczuć się niezręcznie, wręcz źle, odsunąć się i stanąć w odpowiedniej odległości, ale chwilowo miała w nosie wszelkie dworskie konwenanse..
-Ale dlaczego?- spytała, gdy już do jej ślicznej niebieskiej główki dotarły jego słowa.
- Nemira, moja nauczycielka, uciekła, bo potężni magowie to potężni wrogowie lub sprzymierzeńcy. Nauczyła mnie wszystkiego, pomimo że nie chciałem. Wolę się z tym nie chwalić...- powiedział uśmiechając się smutno. Nie puszczał jej wciąż.
-Nie rozumiem... Ale jeżeli nie chcesz, nie będę dalej wnikać. - Ninde spojrzała mu w oczy, wciąż tocząc w głowie bitwę. ”Księżniczce nie przystoi aż tak spoufalać się z obcym mężczyzną” przypomniała sobie nauki jednej z guwernantek.
-Chrzanić to...- mruknęła, po czym natychmiast zakryła usta dłonią.
- Panienka o mnie mówi? – zapytał, przysuwając twarz niebezpiecznie blisko jej i delikatnie odsunął jej dłoń z ust.
-Nie...- szepnęła onieśmielona jego bliskością -Nie o Tobie...
Nie mogła się ruszyć, stała trochę sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić.
Odepchnąć go? Czy pozostawić wszystko samemu sobie...? takie myśli kołatały jej się w tej  w głowie.
Jego usta zbliżyły się jeszcze bardziej. Brakowało zaledwie kilku milimetrów żeby się zetknęły.
- Księżniczkom chyba nie przystoi takie słownictwo? –zapytał uśmiechnąwszy się zawadiacko.
- Zresztą chrzanić to... prawda?
-Prawda...-powiedziała prawie niesłyszalnie. Był już tak blisko, tak piekielnie blisko, że oplotła ramionami jego szyję, zupełnie nie wiedząc co ją opętało. Usta Josha delikatnie  musnęły wargi księżniczki Ninde. Następnie, z triumfującym uśmiechem szepnął jej do ucha:
-Muszę iść. Odezwę się.
I zniknął w alejkach Eden Garden, najwspanialszego miejskiego ogrodu w stolicy królestwa Karrioderron.
Księżniczka stała kilka minut na środku piaszczystej dróżki, po czym naciągnęła kaptur mocniej na twarz i starając się nie zwracać niczyjej uwagi, a zwłaszcza pałacowej straży, wróciła do swoich komnat w Mirradel.
Kilka następnych tygodni upłynęło jej na czekaniu na wiadomość od Josha i zastanawianiu się kim on właściwie jest. Niezbyt to godne zachowanie następczyni tronu elfiego królestwa.


piątek, 31 sierpnia 2012

Farewell to the past.


Do gospody weszła dziewczyna, usilnie starając się zakryć twarz kapturem. W pomieszczeniu było kilka stolików, brudnych jak nieszczęście, przy każdym z nich po trzy czy cztery krzesła. Ninde zamówiła sobie kubek wina i usiadła przy najczystszym wolnym stoliku.
-Co za banda idiotów…- mruknęła do siebie, wspominając poranną kłótnię z nauczycielkami. Te idiotki nie dały jej nawet dojść do słowa, toteż postanowiła zawinąć się stamtąd czym prędzej i trochę odetchnąć – a ta karczma była nad wyraz świetnym miejscem.
                Tuż za Ninde do karczmy wszedł chłopak. Dobrze ubrany, wyglądający na dobrze wychowanego. Usiadł przy barze, zamówił wino i siedział przez chwilę zamyślony. Zorientował się po chwili, że w karczmie jest zdecydowanie za cicho i począł rozglądać się z jakiego to powodu. Domyślił się dość szybko. To dziewczyna z kapturem na głowie, siedząca przy stoliku w kącie powodowała tę ciszę. Wszystkie głowy klientów karczmy zwrócone były w jej stronę. Wziął swój kieliszek i podszedł do niej.
-Można? - zagadnął. Dziewczyna podniosła głowę i obdarzyła go spojrzeniem pięknych, fiołkowych oczu.
-Proszę.- odpowiedziała, wskazując miejsce naprzeciw niej i przyglądając mu się uważnie.
-Jestem  Joshua i miło mi panienkę poznać.- przedstawił się chłopak. Uśmiechnął się i upił łyk wina. Nachylił się do niej i szeptem powiedział – W tym kapturze robi panienka nie lada furorę, a jak mniemam nie o to jej chodziło, zgadza się?
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i zdjęła kaptur.
-Może ma pan rację. Mam na imię Ninde.- przedstawiła się kulturalnie, zastanawiając się czy domyślił się jej tożsamości.
-Miło mi panienkę poznać.- uśmiechnął się nonszalancko. Imię dziewczyny brzmiało dla niego znajomo, ale w tej chwili nie był sobie w stanie przypomnieć skąd je zna.
-Panienka stąd?- zapytał, szczerze zaciekawiony. Dziewczyna w odpowiedzi parsknęła delikatnym, dźwięcznym śmiechem.
-Tak, mieszkam tu, całkiem niedaleko.- odpowiedziała wreszcie. –A pan? Jakoś wcześniej pana tu nie widziałam. Czyżby od niedawna mieszkał pan w Tarnem?
Chłopak spojrzał na nią pytająco.
-Panienka wybaczy, ale czy powiedziałem coś śmiesznego? Mieszkam tu od niedawna. Wcześniej żyłem z dala od miejskiego zgiełku i znamienitości.
-Nie, nic takiego. To po prostu reakcja na pewną anomalię.- uśmiechnęła się uroczo- Ciężko jest znaleźć tym mieście kogoś, kto mnie nie zna. A tu proszę! Jak długo mieszka pan w stolicu?
-Zaledwie kilka dni.- odrzekł młodzian, obserwując dziewczę uważnie.
-Poznał pan już miasto?- zapytała, odczuwając coraz większą niechęć do siedzenia w karczmie.
-Oj tak, lepiej niż bym chciał.- skrzywił się.- Spotkanie z pewnymi osiłkami nie należało do najprzyjemniejszych.
-A był pan już w Eden Garden?- zapytała, zgrabnie omijając temat osiłków.-To piękne miejsce, tuż pod miastem. Zechciałby pan się ze mną przejść.
-Z wielką chęcią!- podniósł się, skłonił i podł jej dłoń, by pomóc wstać.
Skwitowała to tylko lekkim uśmiechem, ale podała mu też swoją i wstała. Dała się zaprowadzić do wyjścia i przepuścić w drzwiach. Po kilkunastu minutach spaceru po mieście dotarli wreszcie do miejskich ogrodów, jakimi były tereny Eden Garden.
Kilka kroków po przekroczeniu bramy Ninde postanowiła pociągnąć dalej temat pochodzenia jej nowego znajomego.
-Dlaczego wybrałeś akurat Tarnem?- zapytała.
-Właściwie to chyba dlatego, że się tu urodziłem. Poza Tarnem żadna inna nazwa nie kojarzyła mi się z niczym przyjemnym.
-Urodziłeś się tu?- zapytała zdziwiona. – Kim byli twoi rodzice?
-Moi rodzice? Czy to ważne? Ważniejsze kim ja jestem, kim my jesteśmy. Jak kierujemy swoim życiem i tak dalej.- uśmiech mu nieco zbladł. –Nie znałem moich rodziców. Nie mam pojęcia kim byli.
-Och.. Przepraszam. – odparła speszona, czerwieniąc się lekko. Po chwili jednak odzyskała rezon. – Jak to jest, że urodziłeś się w Tarnem a nie rozpoznałeś mnie jeszcze?
-Wychowywała mnie stara wiedźma Nemira. Żyje na pustkowiu i nie interesuje jej życie żadnego z królestw, więc i ja nie mam pojęcia kto gdzie panuje i jakie są stosunki międzynarodowe. –pokręcił głową przepraszająco. – Nazwisko też by niewiele dało.- dodał widząc, że dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć.
-To w takim razie się przedstawię. – uśmiechnęła się przeuroczo.- Ninde Tasartir, córka króla i następczyni tronu Karrioderonu.- ukłoniła się dworsko i wyciągnęła dłoń. Miała nadzieję, że Josh się nie speszy i nie przestanie się zachowywać tak jak do tej pory.  Zwykle tak bywało…
Chłopak z początku wydawał się lekko zszokowany, jednak po chwili uśmiechnął się do niej naprawdę szczerze i radośnie.
-W takim razie miło mi panienkę poznać, jak już wcześniej powiedziałem.
-Mam nadzieję, że nie wracamy jeszcze do miasta?- zapytała z nadzieją Ninde.
-Ależ oczywiście, że nie, panienko. –skłonił się delikatnie.-Nie mam zamiaru tam wracać, przynajmniej jeszcze nie teraz.
-I dobrze. –odetchnęła cz ulgą.- Tarnem mimo, że jest pięknym miastem jest też potwornie nudne.- skrzywiła się.- Zwłaszcza w zamku.
-Doprawdy? A zdawało mi się, że księżniczki są rozpuszczane i wszystko im wolno.
- Żebyś się nie zdziwił.- żachnęła się dziewczyna, płynnie przechodząc z nim na „Ty”.- A może tylko mnie to nudzi?- szła dalej przed siebie, co jakiś czas spoglądając na jezioro, które było nieodłączną częścią krajobrazu Eden Garden.
-Wiesz, niektóre księżniczki naprawdę są takie jak myślisz. W sumie nawet większość… Moi rodzice starali się do tego nie dopuścić i chyba im wyszło, co?- puściła do niego oczko.
-Z pewnością. A o to, by nie sposób było cię dogonić też zadbali?- zapytał rozbawiony, próbując dogonić księżniczkę.
-Raczej tak.-wyszczerzyła się radośnie.- Wiesz, wszyscy mają podążać za księżniczką, a nie odwrotnie, nieprawdaż?
-Niestety, panienko. Ja to nie wszyscy.- powiedział wyprzedzając ją. – Więc nie będę podążał za żadną księżniczką a prowadził uroczą damę.-zaoferował jej ramię.
-No cóż, jeśli musisz…- odparła z udawaną rezygnacją. Zamilkła na dłuższą chwilę. Szła w milczeniu , patrząc pod nogi. Zapewne gdyby miała kieszenie włożyłaby w nie ręce- stary odruch.
-Wiesz, kiedy byłam małą dziewczyną nie rozumiałam kim jestem.- rzekła nagle, kompletnie od -czapy.-Teraz rozumiem i coraz bardziej przeraża mnie fakt, że będę kiedyś rządzić tym krajem.
-Wszyscy czasem się czegoś boją. Ja na przykład uciekam. Przed tym co potrafię i przed tym, kim mogę być.- nie zdążył ugryźć się w język. Powiedział jej zbyt dużo, co sprawiło, że skrzywił się nieznacznie. Księżniczka jednak to zauważyła i spojrzała na niego podejrzliwym, pytającym wzrokiem.
-Jak to?
-Powiedzmy, że mam niechciany talent.- odwrócił od niej wzrok na chwilę, po czym uśmiechnął się  i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń. Po chwili zrobiła się ona zielona, porosła czymś w rodzaju mchu czy trawy. W następnej chwili zaczęła z niej wyrastać łodyżka, liście, pąk aż w końcu zieleń z dłoni zniknęła i Josh trzymał w niej piękną, białą różę.
Jak to jest poczuć się jak ostatnia frajerka? Właśnie tak jak czuję się teraz. Beznadziejnie. Frajerstwo pierwsza klasa, Art. Naprawdę, pogratulować.
Ale czy to tylko moja wina? Częściowo owszem, as always. Nigdy wina nie leży po jednej stronie. Jednakowoż mogłam to wszystko zakończyć już spory kawałek czasu temu. I nie zachowywać się w ten sposób.

Nie ma to jak mentalny ekshibicjonizm w necie.


This is for my own, personal well-being. I don't care who's reading it.

wtorek, 20 września 2011

Kłótnia publiczna

Dziś w gazecie "Wprost" przeczytałam pewien artykuł.
Pojebało ten nasz naród, że się tak wyrażę? Jakaś wielka nagonka na jednego człowieka, który pewnie teraz siedzi i zaśmiewa się z czyjegoś debilizmu. Tak, mowa o Adamie Darskim, szerzej znanym jako Nergal i frontman deathmetalowego zespołu Behemoth. Ja rozumiem, że zatrudnienie Darskiego w TVP to być może cios w czyjeś serce czy poglądy religijne, ale to nie powód do tego, żeby jakaś osoba publiczna nawoływała do palenia jego kukieł (jak to kiedyś było z Giertysiem naszym cudownym). Śmiać mi się chce jak czytam wypowiedzi niektórych posłów czy osób publicznych. "Nergal jest opętany i powinno się go trzymać w zamknięciu" mówi w artykule Pan Podróżnik. Jeszcze jacyś księża się wypowiadają, zwłaszcza mój "ulubieniec", pewien metropolita z dużego polskiego miasta. Mówią, że Darski zyskał dostęp do mediów publicznych i teraz będzie szerzył satanizm wśród młodzieży. No błagam! Prawie się popłakałam ze śmiechu. To, że Nergal na jednym z koncertów porwał biblię i powiedział to co powiedział to jedna rzecz, nawet proces miał z tego powodu. Ale to jeszcze nie oznacza, że jest satanistą!
Ja jakoś nie pałam wielką miłością do Adama Darskiego, muzyka Behemotha też do mnie nie przemawia, mimo iż lubię czasem posłuchać cięższych brzmień, ale to nie jest powód, żeby go tak objeżdżać publicznie. Że satanista, że antychryst! Dlatego tego nie robię. Każdy ma prawo do własnego zdania i własnych osądów. A Nergal i grupa jego fanów też się do tego zaliczają.
I tu właśnie zaczyna się problem. Niby Polska to wolny kraj. Mamy wolność słowa, wolność polityczną i wolność religijną. W teorii oczywiście. Ja się pytam gdzie do cholery!? Polska jest krajem, w którym niestety ogromną wagę ma religia, ponieważ wpisane jest to w Konstytucję. A to moim zdaniem jest chore. W naszym kraju żyje tylu islamistów, żydów, protestantów i bogowie raczą wiedzieć kto jeszcze, że Kościół powinien zostać oddzielony od spraw państwowych raz na zawsze. Przecież gdyby religia nie miała takiego wpływu na życie polityczne i medialno-publiczne Polaków to nie byłoby tej całej nagonki na Nergala. Wszystkie jego działania są elementem scenicznego image'u i nie powinno się go za to aż tak ganić.

piątek, 12 sierpnia 2011

Zapowiedź

Już jakiś czas mam wrażenie, że zostaję sama. Again. Historia zatacza koło. Tylko to koło strasznie długo trwa, niestety. Znów jest tak, że trację jedną z najważniejszych osób w moim życiu - i to chyba niestety bezpowrotnie. Obawiam się, że drugi raz ciężej będzie się z tego podnieść, bo przecie za pierwszym razem było cholernie trudno. A ja nie chcę przechodzić przez to drugi raz. Najzwyczajniej w świecie mam dość. 
   Sama. No nie tak do końca sama. Jedna czy dwie osoby, które są mi naprawdę bliskie, są zawsze gdzieś koło mnie. Są moim promykiem światła, który dociera do mnie w bardzo pochmurne dni, których niestety jest coraz więcej.
W ramach bycia samą postanowiłam odświeżyć pewne stare opowiadanie. Muszę je tylko przeredagować i umieszczę je tutaj, na blogu. Może ktoś na nie trafi i a nuż mu się spodoba. Opowiadanie spore i dość adekwatne do mojego obecnego nastroju. Przywołujące mnóstwo wspomnień, nie zawsze tych miłych, ale zawsze wartych zapamiętania.