piątek, 31 sierpnia 2012

Farewell to the past.


Do gospody weszła dziewczyna, usilnie starając się zakryć twarz kapturem. W pomieszczeniu było kilka stolików, brudnych jak nieszczęście, przy każdym z nich po trzy czy cztery krzesła. Ninde zamówiła sobie kubek wina i usiadła przy najczystszym wolnym stoliku.
-Co za banda idiotów…- mruknęła do siebie, wspominając poranną kłótnię z nauczycielkami. Te idiotki nie dały jej nawet dojść do słowa, toteż postanowiła zawinąć się stamtąd czym prędzej i trochę odetchnąć – a ta karczma była nad wyraz świetnym miejscem.
                Tuż za Ninde do karczmy wszedł chłopak. Dobrze ubrany, wyglądający na dobrze wychowanego. Usiadł przy barze, zamówił wino i siedział przez chwilę zamyślony. Zorientował się po chwili, że w karczmie jest zdecydowanie za cicho i począł rozglądać się z jakiego to powodu. Domyślił się dość szybko. To dziewczyna z kapturem na głowie, siedząca przy stoliku w kącie powodowała tę ciszę. Wszystkie głowy klientów karczmy zwrócone były w jej stronę. Wziął swój kieliszek i podszedł do niej.
-Można? - zagadnął. Dziewczyna podniosła głowę i obdarzyła go spojrzeniem pięknych, fiołkowych oczu.
-Proszę.- odpowiedziała, wskazując miejsce naprzeciw niej i przyglądając mu się uważnie.
-Jestem  Joshua i miło mi panienkę poznać.- przedstawił się chłopak. Uśmiechnął się i upił łyk wina. Nachylił się do niej i szeptem powiedział – W tym kapturze robi panienka nie lada furorę, a jak mniemam nie o to jej chodziło, zgadza się?
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i zdjęła kaptur.
-Może ma pan rację. Mam na imię Ninde.- przedstawiła się kulturalnie, zastanawiając się czy domyślił się jej tożsamości.
-Miło mi panienkę poznać.- uśmiechnął się nonszalancko. Imię dziewczyny brzmiało dla niego znajomo, ale w tej chwili nie był sobie w stanie przypomnieć skąd je zna.
-Panienka stąd?- zapytał, szczerze zaciekawiony. Dziewczyna w odpowiedzi parsknęła delikatnym, dźwięcznym śmiechem.
-Tak, mieszkam tu, całkiem niedaleko.- odpowiedziała wreszcie. –A pan? Jakoś wcześniej pana tu nie widziałam. Czyżby od niedawna mieszkał pan w Tarnem?
Chłopak spojrzał na nią pytająco.
-Panienka wybaczy, ale czy powiedziałem coś śmiesznego? Mieszkam tu od niedawna. Wcześniej żyłem z dala od miejskiego zgiełku i znamienitości.
-Nie, nic takiego. To po prostu reakcja na pewną anomalię.- uśmiechnęła się uroczo- Ciężko jest znaleźć tym mieście kogoś, kto mnie nie zna. A tu proszę! Jak długo mieszka pan w stolicu?
-Zaledwie kilka dni.- odrzekł młodzian, obserwując dziewczę uważnie.
-Poznał pan już miasto?- zapytała, odczuwając coraz większą niechęć do siedzenia w karczmie.
-Oj tak, lepiej niż bym chciał.- skrzywił się.- Spotkanie z pewnymi osiłkami nie należało do najprzyjemniejszych.
-A był pan już w Eden Garden?- zapytała, zgrabnie omijając temat osiłków.-To piękne miejsce, tuż pod miastem. Zechciałby pan się ze mną przejść.
-Z wielką chęcią!- podniósł się, skłonił i podł jej dłoń, by pomóc wstać.
Skwitowała to tylko lekkim uśmiechem, ale podała mu też swoją i wstała. Dała się zaprowadzić do wyjścia i przepuścić w drzwiach. Po kilkunastu minutach spaceru po mieście dotarli wreszcie do miejskich ogrodów, jakimi były tereny Eden Garden.
Kilka kroków po przekroczeniu bramy Ninde postanowiła pociągnąć dalej temat pochodzenia jej nowego znajomego.
-Dlaczego wybrałeś akurat Tarnem?- zapytała.
-Właściwie to chyba dlatego, że się tu urodziłem. Poza Tarnem żadna inna nazwa nie kojarzyła mi się z niczym przyjemnym.
-Urodziłeś się tu?- zapytała zdziwiona. – Kim byli twoi rodzice?
-Moi rodzice? Czy to ważne? Ważniejsze kim ja jestem, kim my jesteśmy. Jak kierujemy swoim życiem i tak dalej.- uśmiech mu nieco zbladł. –Nie znałem moich rodziców. Nie mam pojęcia kim byli.
-Och.. Przepraszam. – odparła speszona, czerwieniąc się lekko. Po chwili jednak odzyskała rezon. – Jak to jest, że urodziłeś się w Tarnem a nie rozpoznałeś mnie jeszcze?
-Wychowywała mnie stara wiedźma Nemira. Żyje na pustkowiu i nie interesuje jej życie żadnego z królestw, więc i ja nie mam pojęcia kto gdzie panuje i jakie są stosunki międzynarodowe. –pokręcił głową przepraszająco. – Nazwisko też by niewiele dało.- dodał widząc, że dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć.
-To w takim razie się przedstawię. – uśmiechnęła się przeuroczo.- Ninde Tasartir, córka króla i następczyni tronu Karrioderonu.- ukłoniła się dworsko i wyciągnęła dłoń. Miała nadzieję, że Josh się nie speszy i nie przestanie się zachowywać tak jak do tej pory.  Zwykle tak bywało…
Chłopak z początku wydawał się lekko zszokowany, jednak po chwili uśmiechnął się do niej naprawdę szczerze i radośnie.
-W takim razie miło mi panienkę poznać, jak już wcześniej powiedziałem.
-Mam nadzieję, że nie wracamy jeszcze do miasta?- zapytała z nadzieją Ninde.
-Ależ oczywiście, że nie, panienko. –skłonił się delikatnie.-Nie mam zamiaru tam wracać, przynajmniej jeszcze nie teraz.
-I dobrze. –odetchnęła cz ulgą.- Tarnem mimo, że jest pięknym miastem jest też potwornie nudne.- skrzywiła się.- Zwłaszcza w zamku.
-Doprawdy? A zdawało mi się, że księżniczki są rozpuszczane i wszystko im wolno.
- Żebyś się nie zdziwił.- żachnęła się dziewczyna, płynnie przechodząc z nim na „Ty”.- A może tylko mnie to nudzi?- szła dalej przed siebie, co jakiś czas spoglądając na jezioro, które było nieodłączną częścią krajobrazu Eden Garden.
-Wiesz, niektóre księżniczki naprawdę są takie jak myślisz. W sumie nawet większość… Moi rodzice starali się do tego nie dopuścić i chyba im wyszło, co?- puściła do niego oczko.
-Z pewnością. A o to, by nie sposób było cię dogonić też zadbali?- zapytał rozbawiony, próbując dogonić księżniczkę.
-Raczej tak.-wyszczerzyła się radośnie.- Wiesz, wszyscy mają podążać za księżniczką, a nie odwrotnie, nieprawdaż?
-Niestety, panienko. Ja to nie wszyscy.- powiedział wyprzedzając ją. – Więc nie będę podążał za żadną księżniczką a prowadził uroczą damę.-zaoferował jej ramię.
-No cóż, jeśli musisz…- odparła z udawaną rezygnacją. Zamilkła na dłuższą chwilę. Szła w milczeniu , patrząc pod nogi. Zapewne gdyby miała kieszenie włożyłaby w nie ręce- stary odruch.
-Wiesz, kiedy byłam małą dziewczyną nie rozumiałam kim jestem.- rzekła nagle, kompletnie od -czapy.-Teraz rozumiem i coraz bardziej przeraża mnie fakt, że będę kiedyś rządzić tym krajem.
-Wszyscy czasem się czegoś boją. Ja na przykład uciekam. Przed tym co potrafię i przed tym, kim mogę być.- nie zdążył ugryźć się w język. Powiedział jej zbyt dużo, co sprawiło, że skrzywił się nieznacznie. Księżniczka jednak to zauważyła i spojrzała na niego podejrzliwym, pytającym wzrokiem.
-Jak to?
-Powiedzmy, że mam niechciany talent.- odwrócił od niej wzrok na chwilę, po czym uśmiechnął się  i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń. Po chwili zrobiła się ona zielona, porosła czymś w rodzaju mchu czy trawy. W następnej chwili zaczęła z niej wyrastać łodyżka, liście, pąk aż w końcu zieleń z dłoni zniknęła i Josh trzymał w niej piękną, białą różę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz